II
Wchodzimy
do Świątyni Pańskiej
1.
Zadajmy sobie elementarne pytanie: co zabrać ze sobą do kościoła?
Chrześcijanin
wybiera się na Eucharystię nie tylko z właściwym nastawieniem, ale też
nastrojony wewnętrznie na słuchanie Słowa Bożego. Na szczęście mamy obecnie
wiele możliwości, dzięki którym przed ogłoszeniem czytań mszalnych w
Zgromadzeniu liturgicznym, człowiek ma już za sobą lekturę wstępną tekstów
danego dnia. Są to najrozmaitsze komentarze liturgiczne i pastoralne w prasie
katolickiej, audycjach radiowych i telewizyjnych, a także kalendarze, w których
podane są sygnatury czytań, co umożliwia wiernym dostęp do właściwych tekstów w
zaciszu własnego domu. Ten osobisty wysiłek, poniesiony przed wysłuchaniem
liturgii Słowa, bardzo ułatwia zapamiętanie i rozumienie Bożego orędzia.
Możemy w naszym
rozważaniu pominąć przypomnienie o zabraniu ze sobą do kościoła parasola, gdy
pada deszcz, czapki i rękawiczek, gdy zimno, chusteczki do nosa, by nie było
kłopotów ze łzami czy katarem, i okularów, pozwalających rozróżnić księży przy
ołtarzu czy literki w modlitewniku.
A, właśnie:
modlitewnik – książeczka do nabożeństwa. Mają ją dzieci pierwszokomunijne, a
potem...? Niestety, owa książeczka stała się dla wielu z nas zbędna – a szkoda!
Może warto odnaleźć ją w domu lub kupić w razie potrzeby, a duszpasterzy i
organistów (!) nakłonić do tego, by śpiewniki i modlitewniki były
wykorzystywane zgodnie z ich przeznaczeniem? Widok kogoś, kto idzie do kościoła
z książeczką pod pachą, jest wymownym świadectwem wobec ludzi i wielką szansą
na ubogacenie osobistej oraz wspólnotowej modlitwy. Ten temat jeszcze do nas
powróci w dalszych rozważaniach.
I jeszcze jeden
szczegół, ważny we wstępnym przygotowaniu do świadomego uczestniczenia w
Ofierze eucharystycznej: pieniądze, które złożymy na tzw. tacę. Do tego tematu
jeszcze wrócimy, ale tu chcę się upomnieć o kulturalne potraktowanie bilonu i
banknotów, o świadome włączanie się w dzieła apostolskie Kościoła powszechnego
i lokalnego oraz o to, by nawet najmłodsze dzieci do tej czynności przyuczać.
2. Czego
ze sobą do świątyni nie zabierać?
Na ogół w Polsce
jeszcze wiemy, że na nabożeństwa nie zabiera się najmłodszych dzieci, laptopów,
zabawek, zwierząt, jedzenia... A co z komórkami?
Komórki są oczywiście bardzo pożytecznym wynalazkiem, ale pod warunkiem, że się
od nich człowiek nie uzależnia, a przede wszystkim – potrafi je we właściwym
momencie wyłączyć. Ta sztuka okazuje się jednak w praktyce niezmiernie trudna,
a dla wielu – wręcz niewykonalna! Czy zatem duszpasterz powinien już na
początku Mszy św. prosić zebranych na modlitwie o wyłączenie tych cudów
techniki? A może należałoby zawieszać stosowne tabliczki przy wejściach lub/i
instalować urządzenia, które na terenie kościoła pozbawią komórkowców zasięgu?
Nie wiem, co byłoby najskuteczniejsze...
Dźwięk komórki
podczas Eucharystii to po prostu kompromitacja właściciela owego telefonu na
całej linii (a już odebrania rozmowy czy SMS-a podczas Mszy św. w ogóle sobie
nie wyobrażam, choć osobiście widziałem!). Dlatego pojawiają się jedynie dwie
możliwości:
Pierwsza – walka ze sklerozą komórkowca w celu wyłączenia sprzętu przed
wejściem na teren kościelny. Druga – pewnie znacznie lepsza i mająca posmak
wolności – wybierać się na modlitwę bez telefonu. Przecież jest możliwe życie
także bez owej smyczy elektronicznej!
A jeśli nie?
Opornym – w razie otrzymania niespodziewanego połączenia podczas nabożeństwa –
pozostanie już tylko zapaść się pod ziemię i uznać własne stuprocentowe
uzależnienie. Sąsiadom uzależnionego – modlitwa o nawrócenie zatwardziałego
grzesznika przez wstawiennictwo św. Judy Tadeusza (patrona spraw
beznadziejnych). Dodam jeszcze, że upomnienie odnośnie telefonów w kościołach
odnosi się – niestety – do wielu duchownych! „Świat się kończy” – jak mawiają
wrocławscy klerycy...
3.
Gdyby się nam udało we właściwy sposób potraktować plac kościelny,
i to miejsce
pomagałoby nam w pielęgnowaniu sacrum i budowaniu wspólnoty.
Teren wokół świątyni to nie tylko jeszcze jeden plac, służący m.in. jako
bezpłatny parking dla coraz liczniejszych pojazdów. Tu przecież odbywają się
najrozmaitsze spotkania modlitewne wiernych, ale też zawiązują znajomości, a
nawet przyjaźnie międzyludzkie. Bezpośrednie sąsiedztwo domu Bożego zakłada, że
zbierający się tam ludzie uszanują wyjątkowość tej przestrzeni i mądrze ją
wykorzystają do chwalenia Pana Boga i ku pożytkowi wiernych. Dlatego właśnie
nie powinien to być plac zabaw dla milusińskich (podczas nabożeństw i poza
nimi), nie jest to palarnia pod gołym niebem, nie przystoją tu wszystkie
rozmowy czy handlowe transakcje itp.
Uwagi te nabierają jeszcze większego ciężaru gatunkowego wtedy, gdy
bezpośrednie otoczenie świątyni stanowi cmentarz.
4.
Wchodzenie do świątyni:
przedsionek z kropielnicą, przyklękanie, zajmowanie miejsca w domu
Bożym
Oj, czasami warto
by było ustawić kamerę przy drzwiach kościelnych i podglądnąć szczyty naszej
bezmyślności... Ileż z tych naszych gestów w tym miejscu jest istną karykaturą
wiary katolickiej – choćby to „coś”, co nawet nie przypomina znaku Krzyża
Świętego! A kąpanie w wodzie święconej ręki wraz z rękawiczką lub rezygnowanie
z tej praktyki pobożnościowej...?
Zatem (tylko przy wchodzeniu do kościoła) wkładamy palce do kropielnicy z wodą
święconą i czynimy na sobie w sposób świadomy, godny i pobożny znak Krzyża
Świętego, na pamiątkę naszego Chrztu św. i na znak pokuty (obmycie z grzechów).
Powinno też być jasne (i kiedyś rzeczywiście było to jasne!), że w kruchcie
następuje ostatni moment, by mężczyźni zdjęli swe na nakrycia głowy (nawet
wtedy, gdy są do nich wyjątkowo przyzwyczajeni i przywiązani), a wszyscy wierni
zanurzyli się w pełnym wiary milczeniu. To wyciszenie warg i serca będzie
konkretnym darem dla wspólnoty modlących się ludzi, i darem wspólnoty dla
każdej z osób obecnych na miejscu modlitwy.
Przed
Najświętszym Sakramentem klęka się po dotarciu na wybrane miejsce (np. przy
ławce). Wystarczy uklęknąć na jedno kolano, a gdy ktoś nie jest w stanie
klęknąć (np. z powodu wieku, choroby), powinien wybrać inny gest, wielbiący
Pana Boga (np. głęboki skłon).
Miejsce w ławkach zajmujemy, siadając jak najbliżej środka owej ławki, aby
osobom przychodzącym później, umożliwić swobodne znalezienie i zajęcie wolnego
miejsca. Jest czymś wysoce żenującym obserwowanie, jak ktoś usiłuje przecisnąć
się przez siedzące już w ławce osoby na wolne miejsce... Inna sprawa, że wielu
ludzi nawet podczas liturgii zapomina o grzeczności, która wymaga ustąpienia
miejsca siedzącego osobom starszym, schorowanym, kobietom itd. Zainteresowanym
podpowiadam, że w razie niedomyślności delikwenta, który powinien ustąpić
miejsca, należy posłużyć się łagodną choć stanowczą prośbą o ten uczynek
miłosierny, zamiast pomstować (w duchu) przez całe nabożeństwo na upartego
egoistę.
Będąc już w
ławce, klękamy do krótkiej, osobistej modlitwy; możemy skorzystać właśnie z
książeczki do nabożeństwa, przypomnieć sobie teksty biblijne, które w danym
dniu usłyszymy, wzbudzić szczególną intencję, nastroić się wewnętrznie do czynnego
udziału w Najświętszej Ofierze.
Szanujmy także
miejscowe tradycje i zwyczaje, związane z zajmowaniem miejsc w światyni
Pańskiej. Bywa, że dzieci i młodzież w kościołach parafialnych nie wchodzi na
chór muzyczny; bywa, że w niektórych kościołach po prawej stronie siedzą
kobiety, po lewej mężczyźni; bywają ławki zarezerwowane dla dzieci, sióstr
zakonnych itp.
Zwolennikom
postawy stojącej podczas Eucharystii dedykuje prośbę, by swego postoju nie
planowali tuż przy wejściu ze świątyni (typowo polski obrazek!). Zjawisko to ma
mmiejsce zarówno wewnątrz jak i na zewnątrz kościołów, stanowiąc
charakterystyczny „korek” - teologicznie zupełnie nie uzasadniony! Apele
duszpasterzy wydają się zupełnie bezowocne - jedynie Pan Bóg, decydując o
pogodzie na dany dzień może nieco zmienić przyzwyczajenia rodaków w tym
względzie. Nie mam wątpliwości, że zmiana owego położenia geograficznego
względem ołtarza, przyniesie znacznie głębsze przeżywanie liturgii – warto
sprawdzić osobiście, że im bliżej ołtarza – tym łatwiej spotkać Pana Boga!
Podobną uwagę kieruję do chroniących się (czy aby na pewno z wrodzonej
skromności) na chórze muzycznym.
Autor: ks.
Aleksander Radecki