Tuesday, 12.03.2024
Polska Parafia w Devon
Site menu
Statistics

Total online: 1
Guests: 1
Users: 0
Login form

II

Wchodzimy do Świątyni Pańskiej

 

1. Zadajmy sobie elementarne pytanie: co zabrać ze sobą do kościoła?

 

Chrześcijanin wybiera się na Eucharystię nie tylko z właściwym nastawieniem, ale też nastrojony wewnętrznie na słuchanie Słowa Bożego. Na szczęście mamy obecnie wiele możliwości, dzięki którym przed ogłoszeniem czytań mszalnych w Zgromadzeniu liturgicznym, człowiek ma już za sobą lekturę wstępną tekstów danego dnia. Są to najrozmaitsze komentarze liturgiczne i pastoralne w prasie katolickiej, audycjach radiowych i telewizyjnych, a także kalendarze, w których podane są sygnatury czytań, co umożliwia wiernym dostęp do właściwych tekstów w zaciszu własnego domu. Ten osobisty wysiłek, poniesiony przed wysłuchaniem liturgii Słowa, bardzo ułatwia zapamiętanie i rozumienie Bożego orędzia.

 

Możemy w naszym rozważaniu pominąć przypomnienie o zabraniu ze sobą do kościoła parasola, gdy pada deszcz, czapki i rękawiczek, gdy zimno, chusteczki do nosa, by nie było kłopotów ze łzami czy katarem, i okularów, pozwalających rozróżnić księży przy ołtarzu czy literki w modlitewniku.

 

A, właśnie: modlitewnik – książeczka do nabożeństwa. Mają ją dzieci pierwszokomunijne, a potem...? Niestety, owa książeczka stała się dla wielu z nas zbędna – a szkoda! Może warto odnaleźć ją w domu lub kupić w razie potrzeby, a duszpasterzy i organistów (!) nakłonić do tego, by śpiewniki i modlitewniki były wykorzystywane zgodnie z ich przeznaczeniem? Widok kogoś, kto idzie do kościoła z książeczką pod pachą, jest wymownym świadectwem wobec ludzi i wielką szansą na ubogacenie osobistej oraz wspólnotowej modlitwy. Ten temat jeszcze do nas powróci w dalszych rozważaniach.

 

I jeszcze jeden szczegół, ważny we wstępnym przygotowaniu do świadomego uczestniczenia w Ofierze eucharystycznej: pieniądze, które złożymy na tzw. tacę. Do tego tematu jeszcze wrócimy, ale tu chcę się upomnieć o kulturalne potraktowanie bilonu i banknotów, o świadome włączanie się w dzieła apostolskie Kościoła powszechnego i lokalnego oraz o to, by nawet najmłodsze dzieci do tej czynności przyuczać.

 

2. Czego ze sobą do świątyni nie zabierać?

 

Na ogół w Polsce jeszcze wiemy, że na nabożeństwa nie zabiera się najmłodszych dzieci, laptopów, zabawek, zwierząt, jedzenia... A co z komórkami?
Komórki są oczywiście bardzo pożytecznym wynalazkiem, ale pod warunkiem, że się od nich człowiek nie uzależnia, a przede wszystkim – potrafi je we właściwym momencie wyłączyć. Ta sztuka okazuje się jednak w praktyce niezmiernie trudna, a dla wielu – wręcz niewykonalna! Czy zatem duszpasterz powinien już na początku Mszy św. prosić zebranych na modlitwie o wyłączenie tych cudów techniki? A może należałoby zawieszać stosowne tabliczki przy wejściach lub/i instalować urządzenia, które na terenie kościoła pozbawią komórkowców zasięgu? Nie wiem, co byłoby najskuteczniejsze...

 

Dźwięk komórki podczas Eucharystii to po prostu kompromitacja właściciela owego telefonu na całej linii (a już odebrania rozmowy czy SMS-a podczas Mszy św. w ogóle sobie nie wyobrażam, choć osobiście widziałem!). Dlatego pojawiają się jedynie dwie możliwości:
Pierwsza – walka ze sklerozą komórkowca w celu wyłączenia sprzętu przed wejściem na teren kościelny. Druga – pewnie znacznie lepsza i mająca posmak wolności – wybierać się na modlitwę bez telefonu. Przecież jest możliwe życie także bez owej smyczy elektronicznej!

 

A jeśli nie? Opornym – w razie otrzymania niespodziewanego połączenia podczas nabożeństwa – pozostanie już tylko zapaść się pod ziemię i uznać własne stuprocentowe uzależnienie. Sąsiadom uzależnionego – modlitwa o nawrócenie zatwardziałego grzesznika przez wstawiennictwo św. Judy Tadeusza (patrona spraw beznadziejnych). Dodam jeszcze, że upomnienie odnośnie telefonów w kościołach odnosi się – niestety – do wielu duchownych! „Świat się kończy” – jak mawiają wrocławscy klerycy...

 

 3. Gdyby się nam udało we właściwy sposób potraktować plac kościelny,

i to miejsce pomagałoby nam w pielęgnowaniu sacrum i budowaniu wspólnoty.
Teren wokół świątyni to nie tylko jeszcze jeden plac, służący m.in. jako bezpłatny parking dla coraz liczniejszych pojazdów. Tu przecież odbywają się najrozmaitsze spotkania modlitewne wiernych, ale też zawiązują znajomości, a nawet przyjaźnie międzyludzkie. Bezpośrednie sąsiedztwo domu Bożego zakłada, że zbierający się tam ludzie uszanują wyjątkowość tej przestrzeni i mądrze ją wykorzystają do chwalenia Pana Boga i ku pożytkowi wiernych. Dlatego właśnie nie powinien to być plac zabaw dla milusińskich (podczas nabożeństw i poza nimi), nie jest to palarnia pod gołym niebem, nie przystoją tu wszystkie rozmowy czy handlowe transakcje itp.
Uwagi te nabierają jeszcze większego ciężaru gatunkowego wtedy, gdy bezpośrednie otoczenie świątyni stanowi cmentarz.

 

4. Wchodzenie do świątyni:
przedsionek z kropielnicą, przyklękanie, zajmowanie miejsca w domu Bożym

 

Oj, czasami warto by było ustawić kamerę przy drzwiach kościelnych i podglądnąć szczyty naszej bezmyślności... Ileż z tych naszych gestów w tym miejscu jest istną karykaturą wiary katolickiej – choćby to „coś”, co nawet nie przypomina znaku Krzyża Świętego! A kąpanie w wodzie święconej ręki wraz z rękawiczką lub rezygnowanie z tej praktyki pobożnościowej...?
Zatem (tylko przy wchodzeniu do kościoła) wkładamy palce do kropielnicy z wodą święconą i czynimy na sobie w sposób świadomy, godny i pobożny znak Krzyża Świętego, na pamiątkę naszego Chrztu św. i na znak pokuty (obmycie z grzechów).
Powinno też być jasne (i kiedyś rzeczywiście było to jasne!), że w kruchcie następuje ostatni moment, by mężczyźni zdjęli swe na nakrycia głowy (nawet wtedy, gdy są do nich wyjątkowo przyzwyczajeni i przywiązani), a wszyscy wierni zanurzyli się w pełnym wiary milczeniu. To wyciszenie warg i serca będzie konkretnym darem dla wspólnoty modlących się ludzi, i darem wspólnoty dla każdej z osób obecnych na miejscu modlitwy.

 

Przed Najświętszym Sakramentem klęka się po dotarciu na wybrane miejsce (np. przy ławce). Wystarczy uklęknąć na jedno kolano, a gdy ktoś nie jest w stanie klęknąć (np. z powodu wieku, choroby), powinien wybrać inny gest, wielbiący Pana Boga (np. głęboki skłon).
Miejsce w ławkach zajmujemy, siadając jak najbliżej środka owej ławki, aby osobom przychodzącym później, umożliwić swobodne znalezienie i zajęcie wolnego miejsca. Jest czymś wysoce żenującym obserwowanie, jak ktoś usiłuje przecisnąć się przez siedzące już w ławce osoby na wolne miejsce... Inna sprawa, że wielu ludzi nawet podczas liturgii zapomina o grzeczności, która wymaga ustąpienia miejsca siedzącego osobom starszym, schorowanym, kobietom itd. Zainteresowanym podpowiadam, że w razie niedomyślności delikwenta, który powinien ustąpić miejsca, należy posłużyć się łagodną choć stanowczą prośbą o ten uczynek miłosierny, zamiast pomstować (w duchu) przez całe nabożeństwo na upartego egoistę.

 

Będąc już w ławce, klękamy do krótkiej, osobistej modlitwy; możemy skorzystać właśnie z książeczki do nabożeństwa, przypomnieć sobie teksty biblijne, które w danym dniu usłyszymy, wzbudzić szczególną intencję, nastroić się wewnętrznie do czynnego udziału w Najświętszej Ofierze.

 

Szanujmy także miejscowe tradycje i zwyczaje, związane z zajmowaniem miejsc w światyni Pańskiej. Bywa, że dzieci i młodzież w kościołach parafialnych nie wchodzi na chór muzyczny; bywa, że w niektórych kościołach po prawej stronie siedzą kobiety, po lewej mężczyźni; bywają ławki zarezerwowane dla dzieci, sióstr zakonnych itp.

 

Zwolennikom postawy stojącej podczas Eucharystii dedykuje prośbę, by swego postoju nie planowali tuż przy wejściu ze świątyni (typowo polski obrazek!). Zjawisko to ma mmiejsce zarówno wewnątrz jak i na zewnątrz kościołów, stanowiąc charakterystyczny „korek” - teologicznie zupełnie nie uzasadniony! Apele duszpasterzy wydają się zupełnie bezowocne - jedynie Pan Bóg, decydując o pogodzie na dany dzień może nieco zmienić przyzwyczajenia rodaków w tym względzie. Nie mam wątpliwości, że zmiana owego położenia geograficznego względem ołtarza, przyniesie znacznie głębsze przeżywanie liturgii – warto sprawdzić osobiście, że im bliżej ołtarza – tym łatwiej spotkać Pana Boga! Podobną uwagę kieruję do chroniących się (czy aby na pewno z wrodzonej skromności) na chórze muzycznym.

 

Autor: ks. Aleksander Radecki

Search
Site friends
  • Create your own site
  • Copyright MyCorp © 2024
    Free website builderuCoz